niedziela, 26 stycznia 2014

Zima przez lupę

Jakie cudne twory leżą pod nogami zimą! Szkoda, że nie widać ich tak na pierwszy rzut oka, tylko zauważenie ich wymaga skupienia wzroku...






sobota, 25 stycznia 2014

Opuszczamy piękną plażę i udajemy się na środek zachodniego wybrzeża Sardynii w okolice Oristano, gdzie spędzimy następne 10 dni. Tam czeka na nas kemping Bella Sardinia w pięknym piniowym lesie.


Oczywiście szybko ogarniamy co najpotrzebniejsze i ruszamy na plażę przy kempingu.

A tam zupełnie inne widoki. Tym razem otwarte morze, wzburzone dość mocno. Ale wszystko ma swoje wady i zalety. Ta plaża jest ogromna, ciągnie się przez kilka kilometrów, przypomina bardzo plażę nad oceanem. Ludzi mało, często byliśmy nawet sami. A fale... no cóż też mają swoje zalety...




Na plaży znajdujemy mnóstwo dziwnych kulek. Na pierwszy rzut oka plaża wydaje się przez nie brudna. Zaciągamy języka u naszej kempingowej rezydentki i już wiemy, że to Posidonia Oceanica tylko w wersji "skulkowanej". To trawa porastająca dno morskie, wyznacznik czystości środowiska. Podobno jej połacie kurczą się ostatnimi czasy...


Jeszcze przejdźmy się na nasz pierwszy zachód słońca na Sardynii, nie tak spektakularny jak nad Bałtykiem, ale i tak jest to zjawisko, które zawsze robi na człowieku wrażenie.
Taką piękną drogą docieramy na naszą plażę z kempingu


No i jak by się mogło obejść bez chociaż trzech zdjęć roślinek ;) Jak te rośliny żyją na takich słonych piaskach, nie wiem do dziś.



 Jeszcze tylko kilka ujęć przy zachodzącym słońcu i koniec dzisiejszego odcinka.



czwartek, 23 stycznia 2014

Wreszcie docieramy do pierwszej plaży. A tam... cudnie! Nie wierzyłam zdjęciom, które oglądałam przed wyjazdem  w internecie, myślałam, że podkolorowane albo przerobione w jakimś programie. Ale jednak nie, tam jest tak jak widać na załączonych obrazkach. Kolana mi  się z lekka ugięły z wrażenia, gdy weszłam. To plaża Cala Brandinchi, niedaleko miejscowości San Teodoro, jedna z wielu. Nazywają ją "Małe Tahiti".


Plaża idealna dla małych dzieci, bo bardzo długo jest płytko. Woda kryształ, dosłownie. Chłopaki od razu do wody...


a ja... wypatrzyłam mikołajki na wydmach ;)


środa, 22 stycznia 2014

Wakacje 2013 - Sardynia cz.1

Zaczęłam ostatnio snuć plany wakacyjne i odświeżyłam sobie nasze ubiegłoroczne wakacje. Ech... rozmarzyłam się. Cudnie było. Pokażę choć trochę. Ale musicie być cierpliwi, bo będzie w odcinkach, po kawałeczku, na ile czas pozwoli.

Zapraszam na część pierwszą.
Jest druga połowa czerwca 2013, dotarliśmy do portu w Livorno i czekamy na nasz prom, który ma nas zawieźć do raju zwanego Sardynią. Oczekiwania wielkie, ale też dużo niewiadomych. Pierwszą jest właśnie podróż promem. Tu w oczekiwaniu na nasz oglądamy inne (jak się okazało później, malutkie w porównaniu z naszym)



Tu już zdjęcie z góry z pokładu. Szczęśliwi patrzymy na tych, którzy jeszcze na lądzie czekają na swoją kolejkę. Jakoś tak dużo tych samochodów. Czy aby na pewno wystarczy miejsca dla nas wszystkich??? Nasz prom został sfotografowany dopiero przy powrocie, więc w odpowiednim czasie będzie zdjęcie.


Mija nocka (dość szybko, po męczącej podróży) i widać jakieś zajawki tego na co czekamy - LĄD!!!



Dobijamy do portu. Do dziś nie wiem jak można kierować takim kolosem i podpłynąć dokładnie na miejsce, nie mówiąc o manewrach zawracania, bo wpłynęliśmy przodem, a w porcie robiliśmy nawrót. Widziałam oczami wyobraźni straszną katastrofę, tonięcie, ewakuację, rozbite sąsiednie promy... A tu nic! Najspokojniej w świecie zaparkowaliśmy!


Jeszcze tylko wypuszczą nas z tych garaży, gdzie samochody upakowane jak sardynki...


Jeszcze tylko z górki na pazurki i będziemy na lądzie.